by TheTwistedFate |
Imię: Tennant
Przezwisko: Tort (...)
Wiek: Wygląda młodo, około 4-5 lat
Płeć: Ogier
Pochodzenie: Nieznane
Rasa: Pegaz
Hierarchia: Ma aspiracje na Doktora
Powiązania: Brak
Wygląd: Na pierwszy rzut oka całkiem niepozorny. Ot zwykły pegaz o ciemnokasztanowatej maści, który zdaje się nie tak dawno temu pozbył się matczynego mleka spod chrap. Jeżeli jednak dokładnie się przyjrzeć, wizerunek młodzika zakłócają oczy kopytnego. W przeciwieństwie do całej reszty, zdają się należeć do istoty bardzo starej i doświadczonej. Z racji tego, że on sam niewiele o sobie mówi, dosyć ciężko jest określić jego wiek.
Charakter: Tennant jest typowym przykładem włóczęgi, który nigdzie nie zagrzeje miejsca na długo. Do wędrówki pcha go niezmierna ciekawość świata oraz żądza przygody. Wielu innych zapewne szybko znużyłaby nieustanna podróż, on jednak posiada ogromne pokłady optymizmu i pogody ducha, więc nie tak łatwo go zniechęcić. W odróżnieniu od części osób, zwących się "poszukiwaczami przygód", Tennant stroni od wszelkiej walki, pragnie jedynie podziwiać wszystko to, co matka Ziemia ma mu do zaoferowania. Zdecydowanie woli ustąpić lub znaleźć jakiś kompromis, niż wdawać się w niepotrzebne kłótnie.
Historia: Urodził się daleko na północy, w ciężko dostępnej, niemal całkiem odizolowanej od świata krainie, zamieszkiwanej wyłącznie przez osobników jego rasy. Pomimo ogromnych możliwości, żaden z członków ogromnego stada nigdy nawet nie pomyślał o tym, aby wyściubić choćby kawałek nosa poza ich bezpieczny azyl. Zresztą mieli ku temu powody - owa kraina była przepiękna. Skryta w sporej kotlinie miała swój własny mikroklimat pozwalający na występowanie odpowiedniej ilości roślin oraz specjalnego gatunku drzew, pomimo panującego poza jej granicami mrozu. Latem słońce świeciło tam przez większość dnia, mieniąc się w oszronionych liściach, co wyglądało tak, jakby były one wykonane z jakiegoś rodzaju kryształów. O zachodzie słońca na moment całe niebo stawało się pomarańczowe. Zimą zaś mimo ciemności i chłodu panujących przez większą część doby, mieszkańcy kotliny nie musieli opuszczać domu w poszukiwaniu jedzenia. Zgromadzone przez pozostałą część roku zapasy oraz resztki trawy, które wciąż znajdowały się pod warstwą śniegu zapewniały przetrwanie, a spore wahania temperatur uczyniły krewniaków Tennanta odpornymi zarówno na mróz, jak i po części na upał.
Jak łatwo można się domyślić, kasztanowaty ogier nie wysiedział w swej ojczyźnie zbyt długo. Wciąż wybywał w nowe podróże, zawsze jednak prędzej czy później wracał, czasem przyprowadzając ze sobą napotkanych w drodze towarzyszy, przez co reszta stada patrzyła na niego krzywym okiem. Raz nawet zabronili mu więcej wracać, ale po jakimś czasie wraz ze zmianą władzy, Tennant odzyskał prawo do powrotu.
Teraz jednak zapytany o swoje pochodzenie albo udaje, że po prostu nie usłyszał pytania, albo nagle cała pogoda ducha z niego ulatuje i staje się dziwnie posępny i milczący, zbywając rozmówcę nic nie wyjaśniającą odpowiedzią. Widocznie coś musiało się wydarzyć w tej idealnej krainie, ale chyba jeszcze nikomu nie udało się wyciągnąć z pegaza nic konkretnego na ten temat...
Ciekawostki:
- Zdaje się rozumieć języki innych stworzeń... albo po prostu lubi do nich gadać bez większego sensu;
- Jeżeli ktoś byłby na tyle ciekawski, aby przyłożyć ucho do klatki piersiowej Tennanta, mógłby usłyszeć bicie serca z dziwnym "echem" - a to dlatego, że ma dwa serca;
- Posiada coś w rodzaju zdolności parapsychicznych: potrafi przekonać kogoś do prawdziwości swoich słów, chociaż ta "moc" nie działa, jeżeli kłamstwo jest zbyt oczywiste;
- Unika latania. Z pewnych względów miał w tym długą przerwę i przyzwyczaił się do podróżowania z wszystkimi czterema kopytami na ziemi, a jego brak umiejętności potwierdził sposób, w jaki dostał się na tereny stada. Mianowicie został dosłownie zdmuchnięty w las i cudem nie połamał sobie przy tym żadnej kości;
- Unika latania. Z pewnych względów miał w tym długą przerwę i przyzwyczaił się do podróżowania z wszystkimi czterema kopytami na ziemi, a jego brak umiejętności potwierdził sposób, w jaki dostał się na tereny stada. Mianowicie został dosłownie zdmuchnięty w las i cudem nie połamał sobie przy tym żadnej kości;
[Ok, to chyba byłoby na tyle. Zapraszam do wątków, powiązań, etc. KP może ulec zmianie... ale wcale nie musi.]
Nim się obejrzeli nastał kolejny poranek a plan pokonania Płaczącego Anioła nie był ani trochę bliższy gotowości. Ponadto zaczęła się zmieniać pogoda i zasnute chmurami niebo wyraźnie pogorszyło nastrój siwka. Harry jak tylko się obudził skierował kroki w stronę jeziora by zgasić pragnienie. Nad wodą został zresztą dłuższą chwilę bez większej ambicji przyglądając się swojemu odbiciu w wodzie. Odbica ostatnio zresztą były tematem numer jeden... Z owego dziwnego letargu wybudził się zresztą po dłuższej chwili, kiedy jego uszu dotarł dźwięk kroków. Nieco leniwie obrócił łeb w stronę zbliżającej się postaci i rozpoznał w niej Tennanta. Parsknąwszy cicho wyszedł z wody i odszedł nieco na bok, niezupełnie aczkolwiek w dużej mierze próbując uniknąć konfrontacji ze skrzydlatym. Potrzebował tego poranka dla siebie samego. Ale niestety - Tennant był bystrym jegomościem i szybko odnalazł kryjącego się (zresztą mało skutecznie) za brzozą Harry'ego. Po wymienieniu kilku uprzejmości temat naturalnie zszedł do pytania "co począć dalej" i wtedy siwek uciekając bardziej przed załamaniem nerwowym niż kasztanem po prostu odwrócił się na pięcie i zaczął iść w stronę zagajnika. Naturalnie wyraz jego zblazowanego pyska sugerował głębokie naukowe przemyślenia, toteż nie dziwne, że Tennant po chwili był już u jego boku. Na pytanie dokąd idzie, Harry rzucił bardzo treściwą odpowiedzią. -W fajne miejsce.
ReplyDeleteFakt, że Tennant okazał się koneserem fajnych miejsc nieco popsuł Harry'emu plan zostania na chwilę bez towarzystwa. Ale może to i lepiej... Naturalny marzyciel, jakim był siwek, miał to do siebie, że kiedy rzeczy nie szły po jego myśli łatwo popadał w melancholijny nastrój. A wręcz depresję. Dlatego to obecność towarzysza nie była w tej chwili aż tak złym obrotem sprawy. Co prawda kasztan musiał się liczyć z odpowiedziami pokroju "mhm" na wszystkie pytania i opowieści. Dopiero wspomnienie o Białym Jeleniu obudziło Harrisona na tyle by zerknął na kasztana. -Doprawdy? Szukam go już prawie rok i do tej pory moje próby spełzły na niczym! Zdaje się, że masz dar do namierzania magicznych istot.- Uśmiechnął się półmordziem. -Ponoć jak go złapiesz to spełni Twoje życzenie.- Dodał po chwili i odetchnął głęboko. Już czuł zapach miejsca do którego zmierzali a to wystarczyło by nieco my poprawić humor. -Gotów poznać najfajniejsze miejsce w okolicy?- Łypnął figlarnie w stronę pegaza wychodząc nieco naprzód. -Mam nadzieję, bo oto i ono!- Oznajmił niczym konferansjer cyrkowy. Posunął się jeszcze o parę kroków do przodu odpychając ostatnie gałęzie i odsłonił średniej wielkości polanę calusieńką pokrytą małymi, czerwonymi kropkami. Znaleźli się na polanie pełnej poziomek i będący cały czas na czczo Harry ani myślał czekać aż pegaz zje najładniejsze z owoców. Sam przekłusował ku środkowi polanki i z łbem przy ziemi zabrał się za jedzenie.
ReplyDeleteJakby nie było Harry poznał pegaza dopiero parę dni temu, a więc przewidywanie reakcji towarzysza spaceru nie było najprostsze. Zresztą Harry przywykł do bycia uwazanym za najbardziej otwartego na to co nowe i nieznane w swej okolicy i ciężko mu było pogodzić sir z mysla, że ktoś mógłby go przegonic... Dlatego też choć ucieszył się na wieść, że ktoś w koncu dostrzegł białego jelenia to z drugiej strony poczuł niemałe bodnięcie. -Rzekł bym, niezwykle trudno. Przydałaby się w stadzie taka para oczu jak Ty.- Uśmiechnął się półgębkiem siwy. Wzmianka o Aniele jednak sprowadziła ich rozmowe na dużo poważniejszy temat i Harry zapewne popadł by znowu w swój nostalgiczny nastrój, gdyby nie wyznanie pegaza. -Dokladnie w tym samym?- Dopytal niby to bez większego zainteresowania jednak kątem oka dokladnie obserwował reakcje kasztana. Po chwili zresztą znaleźli się na poziomkowej polanie i temat rozmowy znów został raptownie zmieniony. -Do usług!- Zaśmiał się poczciwie wykonujac przy tym niski ukłon. -Jeśli chodzi o fajne rzeczy jestem specjalistą.- Dodał mrugając przy tym porozumiewawczo. Szybko też zabrał się do jedzenia, bo przecież to jest to co koniki lubią najbardziej.
ReplyDelete-Rok powiadasz? To wcale nie tak krótko jak na żywot kopytnego.- Pozwolił sobie zauważyć Harrison unosząc na chwilę łeb znad ziemi. Zresztą zadając to pytanie musiał wyglądać przezbawnie, bowiem z jego pyska wystawał listek poziomki, który przez przypadek zerwał wraz z owocem. Szybko go jednak wypluł i udając, że nic się nie stało postawił łodyżkę tak by udawała w pełni funkcjonującą roślinkę. Może jeszcze się przyjmie... Zwracając jednak łeb ponownie w stronę swego rozmówcy począł go namawiać by ten wziął sobie jego słowa do serca. -Wiem, że ktoś tak młody jak Ty pewnie nie chce się jeszcze ustatkować. Jednak muszę przyznać, że odczuwam w tym moim nowo powstającym stadzie wyraźny brak kogoś o dużej wiedzy i pogodzie ducha. Kogoś kogo mógłbym nazwać doradcą a może i kiedyś przyjacielem.- Przyznał bardzo dobitnie, ale żeby atmosfera nie zrobiła się zbyt ciężka jak na poziomkową polanę to szybko opuścił łeb i wtrąbił kilka dojrzałych owoców. Zresztą na całe szczęście temat zszedł na nieco luźniejsze tematy i Harry mógł się swobodnie roześmiać. -Na tyle na ile mogę poznałem już wszystko w okolicy. To chyba dobra cecha. Wiedzieć nad czym się sprawuje pieczę, to jest.
ReplyDeleteTroszkę zmartwiony swoją nieostrożnością stał się nagle nader wrażliwy na wszystkie uszkodzone poziomki. Jakby nie było krzaczki były niezwykle małe , a jedzące z nich konie - raczej nie. Jeśli więc rośliny miały przetrwać kilka lat i służyć stadu dalej nie mogły być ani zjedzone ani ... zdeptane. Chodząc pomiędzy krzaczkami całkiem szybko odnalazł roślinkę przygniecioną pegazim kopytem i posłał Tennantowi bardzowymowne spojrzenie. No, ale poziomki poziomkami mieli teraz dużo poważniejszy temat rozmowy.
ReplyDelete-Canna, no tak... Ale sam się też przekonałeś, że ma przy okazji dość niecodzienne poczucie humoru i moralności. Choć niezwykle ją szanuję i nie raz proszę o radę wydaje mi się, że opinia kogoś takiego jak Ty również by mi się przydała.- Wyjaśnił pobierznie. Żartu, jaki najwyraźniej się krył pod wzmianką o ustatkowaniu, nie zrozumiał i dlatego też całą tą uwagę puścił powyżej uszu. Przytaknął z niemałą ulgą słysząc, że kasztan zostanie by pomóc z pokonaniem Płaczącego Anioła. Chociaż do tej walki nie będzie musiał stanąć sam...
-Niespodzianki , tak. Chociaż wolę takie, które potencjalnie nie wyślą mnie w przeszłość.- Przyznał z szerokim uśmiechem. -Ale świadomość, że w koło jest jeszcze tyle rzeczy do odkrycia naprawdę napełnia chęcią do życia!
-Może i masz rację. Choć osobiście nie lubię myśleć o stereotypach i według nich klasyfikować moich relacji z innymi.- Wyjawił z nieznacznym uśmiechem. Słowa Tennanta chyba też ostatecznie zakończyły temat związany z przynależnością, co siwy przyjął z ulgą. Wciąż nie mógł się przyzwyczaić do funkcji dowódcy. Swe wychowywanie jako książę zakończył mając zaledwie rok i większość rzeczy pozapominał, a odpowiedzialność za innych nie zawsze była tak łatwa i przyjemna jak altruistyczna pomoc. Z radością wsłuchał się w opowieść pegaza i wybuchnął uprzejmym śmiechem. -Bez nosów? Biedne stworzenia, omija je tyle piękna! Już wolałbym się wyrzec smakołyku niż stracić możliwość czucia tych wszystkich pięknych zapachów jakie niesie ze sobą lato.- Przyznał na chwilę zapominając o owocach. -Ale... Kto by tam zrozumiał drapieżnika.- Skwitował z pogodnym uśmiechem.
ReplyDelete-W poziomkach połowa smaku kryje się w zapachu! Uwierz mi, że nie mając nosa jedzenie ich nie sprawiałoby Ci takiej przyjemności.- Uśmiechnął się siwek przekrzywiając przy tym zabawnie łeb. -Zresztą to nie jedyne przysmaki w okolicy. Zabaw to trochę dłużej i pokażę Ci jeszcze lepsze miejsca!- Roześmiał się po czym parsknął wesoło. Właściwie to tak jedząc i rozmawiając łatwo było zapomnieć o ciążących na nim jako przewodniku stada problemach.
ReplyDelete-Tak swoją drogą, Tennancie. Ostatnio wyciągnąłeś ze mnie ostatnio informacje o moim pochodzeniu. Może uraczyłbyś mnie jakąś historią z własnej przeszłości w zamian? Mówisz, że dużo podróżujesz...- Zagadnął po chwili odrywając łeb od poziomek. A autor przeprasza, za bezwen ale czas dzwonić do stajni...
-Może i byś nie wiedział... Robi się z tego prawdziwie błędne koło. Wyrzekasz się nosa by móc jeść najlepsze poziomki świata a potem się okazuje, że choć nie mają nosa nie smakują już tak samo ty i tak o tym nie wiesz.- Podsumował to wszystko zerkając ku niebu. Co jak co, ale tak filozoficzne zagadnienia (a może raczej naukowe) były dla siwego równie trudne do pojęcia co fascynujące.
ReplyDelete-Doprawdy?- Zapytał się retorycznie na wiadomość o gruszkach i kiwnął głową. No cóż, to oznaczało o jedno miejsce do pokazania Tennantowi mniej. Nie zmartwił się tym jednak zbytnio. Ziemie Marzycieli i tak miały wiele do zaoferowania. Zaśmiał się dobrodusznie z reakcji pegaza, po czym nie chcąc przeszkadzać opowieści przekrzywił nieznacznie łeb i skupił uwagę na słowach kasztana.
-Rozumiem. Przeszłość nie była łaskawa dla wszystkich z nas...- Przerwał mu, kiedy zrozumiał, że rozmowa o jego domu, choć sam nie chciał go tak nazywać, nie jest prosta. -Miejsca które spotkałeś i rzeczy których się nauczyłeś pewnie jeszcze nie raz okażą się pomocne stadu nim nas opuścisz.- Rzucił pogodniejszym tonem po czym przeciągnął się lubieżnie. O tak, dość tego stania...
-Nie wiem jak Ty, ale ja się już najadłem i teraz chętnie zanurzyłbym chrapy w zimnej wodzie.
No cóż, przeszłość nie była rzeczą łaskawą i sam Harry doskonale o tym wiedział. Dlatego też rozważanie na tak poważne tematy (co się na chatach rpg nie godzi, przypomina autor x) porzucił i ruszył niespiesznie w stronę prowadzącej ku jeziorze ścieżki. Zatrzymał się jednak nagle, słysząc zapewnienie Tennanta i nagle zmienił swoje plany.
ReplyDelete-W takim razie chyba wiem jak Ci sprawić przyjemność...- Mruknął tajemniczo ruszając w zupełnie przeciwnym kierunku. Teraz zmierzali w stronę gór i mogło się wydawać o swoim planie gaszenia pragnienia Harry zupełnie zapomniał. Skoro kasztan lubił fajne miejsca to co zamierzał mu pokazać siwek powinno być strzałem w dziesiątkę. Uśmiechnął się do siebie zadowolony ze swego cwanego planu po czym ruszył kłusem leśną ścieżką.
-Doświadczenie zawsze się przydaje, Tennancie! Gdyby nie ono skąd byśmy wiedzieli, że poziomki są takie dobre?- Mruknął w biegu przekrzywiając zadziornie łeb.
-Absolutnie nie musisz! Chyba, że się boisz wody, ale skoro tak chętnie ruszyłeś w stronę jeziora to wątpię by tak było.- Uśmiechnął się zadziornie karosz ruszając nieco żwawszym krokiem. Ścieżka była na tyle szeroka by spokojnie mogli się nią poruszać oboje, co też Harry wykorzystał kątem oka śledząc reakcje swego towarzysza. Z niejaką radością odnotował jego zaciekawienie, ale że nie chciał by Tennant zorientował się gdzie się udają nim dotrą na miejsce to szybko zaczął go rozpraszać w sposób jaki najlepiej mu wychodził - gadaniem.
ReplyDelete-Oczywiście, że racja. Może i czas nas zmienia, a wiedza męczy ale jeśli mam wybierać to zawsze wybiorę wiedzę ponad ignorancję. Życie proste jest zapewne dużo uboższe w barwie i smaku, torchę jak z tym wilkami o których opowiadałeś..